kilka dni wczesniej takze inna popularna gazeta - Dziennik, zamiescila artykulik o italo disco . Zastanawiajace jest pewne podobienstwo tych tekstow. Cos czuje w tym reke jednego z naszych kolegow / kolezanek ;-)
BTW. link byc moze za jakis czas przestanie byc aktualny, pozwole sobie wiec umiescic kopie artykulu ponizej:
=========
Polacy tańczą przy muzyce sprzed lat
2007-04-03 06:56
Aktualizacja: 2007-04-03 07:42 Italo disco - to jeszcze nie koniec!
Kilka miesięcy temu media odtrąbiły triumfalny powrót disco polo. Okazuje się jednak, że potańcówki przy dźwiękach Bayer Fulla, Skanera, Milano czy Boys są już passé. Rodzimi amatorzy dyskotek bawią się teraz przy dźwiękach italo disco.
Koncerty gwiazd tego gatunku (na przykład ubiegłoroczna gala w sopockiej Operze Leśnej) gromadzą kilkutysięczną widownię. Działają internetowe rozgłośnie radiowe specjalizujące się w italo disco (Italo Radio Cyberiusz, Italo4you) oraz portale poświęcone tej muzyce (www.italodisco.pl). Fani spotykają się na zlotach - najbliższy odbędzie się za kilkanaście dni w Obornikach Wielkopolskich pod Poznaniem. Po dwóch dekadach przerwy wraca do łask nurt, bez którego nie byłoby współczesnej muzyki dance.
Początki gatunku ściśle wiążą się z rewolucją techniczną, która wstrząsnęła muzyczną sceną przełomu lat 70. i 80. ubiegłego wieku. Wielu ówczesnych rockmanów zamieniło gitary na syntezatory (i przepoczwarzyło się w twórców new wave i new romantic), nie tylko dlatego, że tradycyjne instrumentarium nie przystawało do epoki gwiezdnych wojen Ronalda Regana. Po prostu nigdy wcześniej elektroniczne instrumenty nie były na tyle tanie, żeby mógł sobie na nie pozwolić początkujący muzyk.
Kupując syntezator i komputer, przeciętny klawiszowiec otwierał sobie szerokie pole do popisu. Mógł sztucznie wygenerować całą orkiestrę, co miało szczególne znaczenie dla twórców muzyki tanecznej. Jej główną cechą była właśnie "sztuczność". Wykonawcy nie koncertowali na żywo, ale nie tylko dlatego, że ich umiejętności wokalno-instrumentalno-ruchowe były najczęściej kompromitujące. Dyskotekowe piosenki miały porywać publiczność na parkietach, liczyły się taneczny rytm, chwytliwa melodia i łatwy do zapamiętania tekst. Rozgorączkowaną sobotnimi nocami publikę interesowała szalona zabawa, a nie to, jak wygląda i porusza się wykonawca, którego i tak nie dałoby się dostrzec w blasku stroboskopowych świateł.
Tę koniunkturę wyczuli twórcy włoskiej muzyki pop. Pierwsze piosenki, zaliczane do nurtu italo disco, pojawiły się pod koniec lat 70., ale międzynarodowa kariera tego nurtu zaczęła się w 1983 roku wraz z sukcesem przeboju "I like Chopin" Gazebo. Tytuł pierwszego globalnego hitu to niejedyny polski ślad w historii gatunku. W tym samym roku pojawił się termin italo disco, który wymyślił Bernhard Mikulski, niemiecki producent polskiego pochodzenia, założyciel koncernu płytowego ZYX Records, specjalizującego się w muzyce pop. Wkrótce na listach przebojów zaroiło się od piosenek firmowanych przez ukrywających się pod pseudonimami włoskich wykonawców, takich jak Savage, Fred Ventura, Aleph, Ken Laszlo, Den Harrow, Del Faro, duet Scotch oraz Mauro Farina, współtwórca grupy Radiorama.
Przeboje z ojczyzny pizzy królowały na parkietach całej Europy, a producenci zaczęli pod szyldem italo disco sprzedawać całą produkcję zbliżoną do stworzonego przez Włochów wzorca. Wystarczyło, że piosenka charakteryzowała się beatem elektronicznej perkusji, podkręconymi partiami basu, prostymi akordami i leitmotivem w postaci prostej melodyjki wygrywanej na syntezatorze. Równie banalne były anglojęzyczne teksty traktujące o relacjach damsko-męskich (podmiot liryczny obowiązkowo nadużywał słów "love" i "night"). Tu akurat Włosi byli nie do podrobienia. Wokaliści z Półwyspu Apeninińskiego często nie znali angielskiego, śpiewali fonetycznie i niemiłosiernie kaleczyli język Szekspira, co paradoksalnie na Zachodzie Europy zaowocowało popularnością italo disco w kręgach bohemy artystycznej.
Polska publiczność, spragniona reglamentowanych przez peerelowskie władze produktów zachodniej popkultury, kupiła nowy gatunek bez mrugnięcia okiem. Italo disco miała w repertuarze każda szanująca się dyskoteka, mimo że nagrania można było kupić tylko na giełdach i bazarach. O spektakularnym sukcesie tej muzyki nad Wisłą świadczy to, co działo się na stołecznym bazarze Różyckiego. Warszawiaka handlującego pirackimi kasetami magnetofonowymi stać było na umieszczenie przyczepy kempingowej z towarem przy głównej bramie, najdroższym miejscu na targowisku. Moda na italo disco minęła wraz z upadkiem komuny.
Do Polski dotarły syntezatory oraz komputery i każdy mógł muzykować, co zaowocowało rodzimą odmianą włoskiej muzyki tanecznej - disco polo. Dzięki Bogu poza Polakami nikt tego nie chciał słuchać. Małe więc szanse, że na fali renesansu italo disco, którym ekscytuje się także Europa (pierwsze wydania płyt gwiazd z lat 80. osiągają na aukcjach ceny kilkuset euro), ktoś zainteresuje się takimi szmirami jak "Majteczki w kropeczki" albo "Jesteś szalona".
Cezary Polak