TOP80.PL

KLASYCZNE => Muzyczne => Wątek zaczęty przez: komakino 14-09-2006 00:09:20



Tytuł: Art Of Noise - hałas...od którego się wiele zaczęło
Wiadomość wysłana przez: komakino 14-09-2006 00:09:20
Art of Noise  nigdy nie byli zespołem w dosłownym tego słowa znaczeniu, byli raczej artystycznym przedsięwzięciem z zamiarem robienia muzyki bez jej wykonywania, na długo zanim dj-owanie stało się fenomenem na skalę masową.  Próba nazwania ich Beatles'ami muzyki elektronicznej, zakrawałaby na przesadę ..choć nie do końca.
Art of Noise zajął na stałe miejsce w annałach muzycznej historii bez względu na różne ścierające się opinie.

Duchowym ojcem "zespołu" był Trevor Horn, były członek zespołów Buggle  i  Yes, producent
we wczesnych latach 80 odpowiedzialny za eksperymentalną wytwornie ZTT, która podobno była jednym z głównych konkurentów słynnego studia nagrań 4AD, w promowaniu radykalnie nowych stylów  muzycznych.
Jednakże różnice w podejściu były widoczne. Wytwórnia 4AD koncentrowała się na "eterycznej" formie, czyniąc niezwykłe brzmienie kamieniem węgielnym swojej produkcji.

Wytwórnia ZTT bardziej koncentrowała się na stylu "swobodnej elektroniki",
stylu który docierał do szerokiej rzeszy słuchaczy jednocześnie pozostając eksperymentalnym.
Oczywiście, zawsze był Kraftwerk, zespół na którym można było w tej kategorii polegać,
ale po pierwsze Kraftwerk co nieco zwolnił tempo, w wydawaniu nowych płyt
(od 1981 roku), a po drugie Kraftwerk był …niemiecki.
 
Świat muzyczny potrzebował czegoś nowego, mającego anglo-saskie zabarwienie.
 AoN byli właśnie tym.
 Pod przewodnictwem T.Horne'a, trzech bardzo rewolucyjnie nastawionych panów i jednej równie rewolucyjnej pani o nazwisku Anne Dudley, skomponowali i wydali album, który odpowiadał następującym wymaganiom:
  a) prawie w całości opierał sie na "sampling'u", co dało eksperymentalny charakter i niezwykły dyskotekowy rytm  i było nieosiągalne tradycyjnymi metodami
  b)  był całkowicie do przyjęcia jako  'basic listening experience', przynajmniej dla każdego kto mógł  zaakceptować nowe brzmienie w sposób otwarty
  c) był  łatwy i przyjemny.

Sampling  znalazł swoje miejsce w kulturze masowej i świat ogarnął szał  'breakdance'.

Dzisiaj rewolucyjne wartości muzyki  AoN  z lat  1983 -84  mogą łatwo ulec zapomnieniu, z prostego powodu, że każdy posiadający dobry syntezator, nie mówiąc o studiu muzycznym, może zrobić dokładnie to samo.
Przed AoN nie robił tego nikt.

Oczywiście, były  'elitarne'  utwory Kraftwerk i innych  znanych wirtuozów muzyki elektronicznej ( oczywiście New Wave  i New Romantic panował jako styl)
  ale ten specyficzny rodzaj muzyki, który nawet teraz wielu ludzi nie uważa za „prawdziwą” muzykę (chociaż z pewnością zasługuje na coś więcej niż być nazywana: Metal Machine Music), po prostu nie istniał.

Jednakże, to wszystko to historia. Mówienie o historii, jakkolwiek interesująca by ona nie była, nie zastąpi prawdziwego zachwytu muzyką.
Zbyt często wygląda na to, że muzykę elektroniczną tworzą ludzie z innej planety, co czyni prawie niemożliwym aby ją docenić przez osoby posiadające bardzo podstawowe wyrobienie w tej branży.
Nigdy nie miało to zastosowania do AoN.
Jakkolwiek innowacyjny i często zwariowany mógł być efekt końcowy ich muzyki, jest kompletnym odejściem od podstaw muzyki pop.
Gdyby tak nie było, nie próbowaliby komponować, używając sampli odgłosów rżenia koni albo ryczących silników etc.

Drobną ciekawostką jest to, iż prawie nigdy nie pokazywali się jako zespół w prasie, graniczyło z cudem ujrzenie ich fotki bądż fotosu. Ich znakiem "rozpoznawczym" były maski teatralne...za którymi kryli własne oblicze

Czasami potrafili być otwarcie romantyczni ( „Moments in Love” - ich najbardziej znany utwór, który prawdopodobnie przetrwa, gdy „Close to the Edit” przestanie nim być).

Dość często zapraszano do współpracy bądż przyjmowano zaproszenia od znanych wykonawców ...i tu np. ciekawostka - Tom Jones z piosenką a raczej coverem Prince'a "Kiss" (1988)

Niestety, nie potrafili pójść za przysłowiowym ciosem. Inni przechwycili piłkę i ruszyli dalej.

Prawdopodobnie, jednym z największych błędów było rozstanie z ich artystycznym guru –
Trevor’em Horn'em i próby robienia muzyki bez jego twórczej protekcji.
Chociaż, aby być w porządku,  naprawdę nie mam pojęcia ile pracy  
Horn włożył w nagrywanie.

„In Visible Silenie” z 1986 roku było poprawnym następstwem dla szlagieru
„Who is Afraid?”  ale zabrakło w nim atmosfery i ogólnej świeżości poprzedniego,
 Pomimo iż eksperymentowali na całego, włączając nawet wirtuoza gitary z lat 50 –
Dune Eddy'ego  jako formę… inspiracji.

Rok później podjęli największe ryzyko w swojej karierze, wydając 40-minutową  „In No Sense? Nonsense!” ...i  z hukiem spadli na ziemię, rozbijając się na milion kawałków.

 Long ten był pretensjonalny, pełny zakrętów i naprawdę nie miał… sensu, w złym sensie robienia czegoś …bez sensu.

W następstwie nigdy nie byli już tym samym zespołem co poprzednio, a odejście w stronę robienia bardziej powściągliwej i mniej awangardowej muzyki nie pomogło im odzyskać reputacji   i pod koniec lat 80 "zespół" a raczej "projekt" rozpadł się.

 Po tym, przez prawie dekadę nie było o nich słychać, oprócz składanek, bestów i remixów w wykonaniu innych artystów.

Ich powtórne „zejście się”  pod koniec lat 90, kiedy niespodziewanie dołączył do nich były klawiszowiec zespołu 10CC - Lol Creme, także nie pomogło w odbudowaniu ich kariery.

Z drugiej strony, nie przychodzi mi do głowy jaki album mógłby tę karierę…odnowić.

Może „Sztuka Hałasu” powinna  rozważyć wspólny projekt z głównym artystą …Linkin Park.

W każdym razie, ważne jest by zrozumieć,  że „Who is Afraid”  jest  prawie albo nawet zupełnym klasykiem i jeżeli nie posiadasz tego longa w swojej kolekcji
(a uważasz się za entuzjastę stylu electronic/trance/techno/cokolwiek jeszcze)…to sam siebie oszukujesz.



Skład: A.Dudley, J.Jeczalik, P.Morley
G.Langan był ich niezastąpionym realizatorem i przyjacielem.
Oczywiście nie można zapomnieć o T. Horn'ie.

 Ich "Seduction of C.Debussy" z 1999 roku było wzmocnione udziałem: Dudley, Morley i Horne'a oraz
  L. Creme z 10CC.
 Godley i Creme dołączyli bez żadnego powodu.

Dyskografia:

    Into Battle With The Art of Noise mini-album (1983)
    Who's Afraid Of The Art Of Noise? (1984)
    In Visible Silence (1986)
    In No Sense? Nonsense! (1987)
    Below the Waste (1989)
    The Seduction of Claude Debussy (1999)

Kompilacje:

    Daft (1985)
    Re-works of Art of Noise (1987)
    The Best of the Art of Noise (1988)
    The Ambient Collection (1990)
    The Best of the Art of Noise (1992)
    Belief System / Bashful / An Extra Pulse Of Beauty (1999)
    Reduction (2000)
    The Abduction of the Art of Noise (2003)
    Reconstructed (2004)
    And What Have You Done With My Body, God? 4-CD box(2006)




Tytuł: Dzieki!
Wiadomość wysłana przez: NetManiak 14-09-2006 00:09:52
Dzieki Komakinko za przypomnienie o tym ciekawym zespole - moim odkryciu, bodajze z ktorejs audycji sp Beksinskiego, z ktorej przypadkowo nagralem ta muze. Wlasnie sobie w tej chwili odtwarzam plyte , ktora wtedy nagralem (In Visible Silence). Byla rzeczywiscie jak na tamte czasy szokujaca - to wyraziste zestawienie nietypowych dzwiekow, tworzace melodie z niespodziewanymi zwrotami ( A time for fear), ostrymi wcieciami (Beat Box), wesolymi swiergotami (Snapshot)... zaduma przy moments in love... i tak mozna by bylo pisac dalej. Ale przeciez lepiej posluchac - slowa nie oddadza tej melodyjnej pomyslowosci. Tuz po nagraniu plyte przesluchalem chyba z kilkadziesiat razy


Tytuł: Re: Art Of Noise - hałas...od którego się wiele zaczęło
Wiadomość wysłana przez: Kaplani 14-09-2006 08:09:50
Hmm - nie jestem wielkim fanem Art of Noise ale zastnawia mnie wytwórnia ZTT. Ostatnio otrzymałem wygraną na Ebayu płytkę z experymentalnej elektroniki formacji CCCP - Live wydaną przez tę właśnie wytwórnię. Koncert rzeczywiście experymentalny, ale i przewspaniały. Może kiedyś ktoś zapoda coś o Rasputinie Stoy'u i CCCP. Jest w necie niedużo materiałów na ich temat.


Tytuł: Re: Art Of Noise - hałas...od którego się wiele zaczęło
Wiadomość wysłana przez: Motyl 15-09-2006 16:09:59
Dzięki!