Niestety spora część linuxowych czarodziejów startowała z VI czy podobnymi hardcore'owymi dla przeciętnego początkującego użytkownika aplikacjami i z racji zastałości poglądów lub też zwykłego przeświadczenia "skoro działa to po co innego używać?" spora ich część długo przestawiać się będzie do nowych, bardziej intuicyjnych i bliżej człowiekowi niż maszynie rozwiązań. Myślę, że ekonomia i serwerowe edycje windowsów zmusiły programistów tworzących linuxa do rozwoju intuicyjnych rozwiązań przyjaznych dla laików - gdyby było inaczej - nadal by wszyscy działali tylko w trybie tekstowym.
Sądzę, że żadko używasz konsoli unixo'wej i programów konsolowych (nagrywałeś kiedyś CD/DVD przy pomocy komend z konsoli? Np. kopię danych z walniętego systemu? Kiedyś wystarczył do tego linux na dyskietce, dziś - np. na PenDrive'ie). Midnight Commander może i jest wygodny, ale administratorzy i programiści - ci używają często klonów vi: vim lub elvis - lubią go, bo
jest prosty i
vi jest wszędzie. Vi to domyślny edytor nie tylko linux'a ale całej rodziny unix'a (nawet nie wiem, czy w ogóle go się jakoś instaluje, bo ile razy usiądę do linux'a vi - w przeciwności do mc - już tam jest i na mnie czeka
). Przypomnę nadto, że wiele programów konsolowych używa vi jako "swojego" edytora (np. konsolowy pocztowy mutt).
Ponadto
vi jest edytorem
ekranowym a nie wierszowym, jak np linia komend DOS'a, do tego
modalnym (na tym samym ekranie mamy i tekst i linę komend do poruszania się i zarządzania tekstem). Ważną zaletą vi jest to, że ma
minimalne wymagania sprzętowe i środowiskowe i przy pracy zdalnej (np. przez internet) przesyła jedynie zmiany w tekście, a nie cały widoczny na ekranie tekst czy wręcz cały modyfikowany plik (
nie obciąża łącza internetowego). Dopowiem jeszcze, że vi
rozróżnia wielkość znaków!
Moje wnioski: lekki, bardzo fajny i bardzo przydatny program unix'owy dla wszystkich, którzy nie mają odruchu łapania za myszkę w chwili zajęcia miejsca przed monitorem komputera
beta