Autentyki z Fiat Auto Poland:AUTENTYK 1
Do warsztatu wjeżdża laweta a na niej
rozbite Cinquecento - wyraźnie widać, że wpasowało się w drzewo. Z lawety wysiada kierowca i kobieta (kolor włosów raczej jasny). Zaczyna się rozmowa:
- Co się stało?
- To co widać. Samochód rozbity!!
- A Pani nic się nie stało?
- Nie.
- A co się wydarzyło?
- Samochód mi się zepsuł...
- Chyba raczej go Pani rozbiła...
- Nie, nie. Jechałam do koleżanki kiedy samochód się zepsuł, po prostu stanął. Więc zadzwoniłam do koleżanki. Ona przyjechała swoim fiatem Punto. Nic nie udało się zrobić więc postanowiłyśmy holować samochód do warsztatu. Jakoś sobie poradziłyśmy z tymi wkręcanymi hakami, plastikowymi osłonkami, dziwnymi karabińczykami przy lince holowniczej. No i kiedy hol już był zaczepiony WSIADŁYŚMY OBYDWIE DO FIATA PUNTO i ruszyłyśmy... (właściciel warsztatu z trudem zachowuje powagę)... no i na łuku moje Cinqecento nie skręciło tylko wyleciało z zakrętu i uderzyło w drzewo...
----------------------------------
AUTENTYK 2:
Znajomy pojechał zimową porą z 6-cio letnim synkiem do
salonu Alfa Romeo po odbiór nowego samochodu. Po wyjechaniu z salonu synek zauważył stojącego na pustym parkingu niewielkiego bałwanka.
- Tato! pukniemy bałwanka? - z uśmiechem zapytał...
Tata widząc uśmiechnięta twarz swego dziecka docisnł pedał gazu i skierował się na bałwanka, już po chwili siedział zdziwiony w samochodzie w którym zadziałały wszystkie poduchy. Bałwanek okazał się być ulepiony na hydrancie. Samochód z rozwalonym dokumentnie przodem już na holu wrócił do salonu wśród owacji na stojąco pracowników.-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------List do dr OetkeraMialem dzisiaj nic nie pisać ale się wkurwiłem jak nigdy!Muszę
odreagować, sory za błędy i ogólny chaos, ale mam to gdzieś.
No co mnie *** podkusiło, żeby kupić budyń dr Oetker!
Siedziałem sobie w domu, czytałem to i tamto, aż mnie nagle
złapała ochota na budyń,którego z pięć lat już chyba go nie jadłem. No,
więc wziałem się ubrałem i pobiegłem do sklepu.
- Poproszę budyń.
- Proszę.
- Dziękuję.
Szybki powrót do domu. Na opakowaniu napisane, że gotować mleko, potem
wsypać, bla, bla,bla.
Zrobiłem jak kazali. I co? I wyszło mi rzadkie kakao! Tego się nie da
jeść!!!!!Jak te chamy mogą nazywać to coś budyniem i jeszcze chwalić się
nową recepturą?
Mam tego dość!!! Dość piprzonej demokracji i kapitalizmu, który wszedl do
nas po '89!!!!!
Chce takich budyniów jak za komuny!!!
W brzydkich opakowaniach, ale gęstych z takimi wkurzającymi grudkami!!!I kisieli
też chcę! Niedawno na własne oczy widziałem jak moja znajoma PIŁA kisiel!Jak
można pić kisiel? Czy nasze dzieci już nie będą pamiętały, że to należy
wyjadać łyżeczką,do której wszystko się lepi i na koniec trzeba oblizać?
Kto mi zabrał szklane litrowe butelki z Coca Colą? Komu one przeszkadzały?
I mleko w butelkach i śmietanę??! A takie fajne kapsle miały...
Dlaczego teraz nawet wafelki Prince Polo są w tych cudnych opakowaniach
zachowujących świeżość przez 500 lat???!!Ja chce wafelków w sreberkach!
I nie tylko Prince Polo, ale i Mulatków!
Kto wprowadzil tu zachodnią technologią, dzięki której teraz wszystkie
cukierki rozpływają się w ustach, a nie tak jak kiedyś, trzeba je gryźć??!
No pytam sie, no!!!!
Nie chce mieć do wyboru setki rodzajów lodów i nie móc się
zdecydować na jaki mam ochotę!Kiedyś były tylko Bambino w czekoladzie i
wszyscy byli szczęśliwi,a jak rzucili Casatte, to ustawiała się kolejka na
pół kilometra.
Czy ktoś pamięta, jak smakuje prawdziwa bułka?Nie, taka jak jest teraz w
sklepach sztucznie napompowana powietrzem i krucha!!!
Prawdziwe bułki są twardawe, wyraziste w smaku, a najlepiej z
prawdziwym masłem,które wyjęte z lodówki jest niemożliwe do rozsmarowania!O margarynie
za komuny można było tylko pomarzyć,a jak była to taka wstrętna, chyba
"Palma" się nazywała.
Wielkie koncerny wywalily na amen z rynku też moją ukochaną oranżadę,
którą za młodu gasiłem pragnienie. I jej młodszą siostrę - oranżadkę
w proszku,której nikt nigdy nie rozpuszczał w wodzie, bo służyła
do wyjadania oblizanym palcem.Nawet ukochane parówki mi zabrali, dziś już
nie robi się takich dobrych jak kiedyś...
W telewizji dwa kanały, na każdym nic do oglądania. Teraz mamy sto kanałów
i też nic nie ma.Możemy wcinać pomarańcze, banany i mandarynki,a kiedyś jak
przyszedłeś z czymś takim do szkoły, to cię "szefem" nazywali.Fast foodów
też nie bylo i każdy żywił się w brudnych budach z hamburgerami
napakowanymi warzywami, zapiekankami z serem i pieczarkami,czy hot-dogami
nabijanymi na metalowe pale. Buła, parówa, musztarda!Nic więcej do szczęścia
nie potrzebowaliśmy.
*** pierdolona mać. A taką miałem ochotę na budyń!