zarzekałem się w mini-ankiecie, że tej płyty nie przesłucham, ale - jeśli chodzi o muzykę - to lubię słów nie dotrzymywać. spróbowałem najpierw z kilkunastosekundowymi próbkami ze sklepu internetowego i wpadły mi w ucho utwory AW i SSO. pod wpływem Waszych recenzji oraz własnej ciekawości pobrałem całą płytę w empetrójkach i już na tym poziomie wypada podziękować za kawałek miłej dla ucha muzyki. tak oficjalnie, bo w zasadzie dzisiaj trochę trudno jest mi się odnieść do tej płyty w miarę obiektywnie, a każdy kolejny odsłuch zbliża mnie niebezpiecznie do przesycenia. po pierwsze - niepokojące jest to, co zauważył w jednym z wątków remixdg i inni, czyli pewien schematyzm i zbyt niewiele prób odejścia od przyjętego wzorca "melodyjka, gadanie, monika, gadanie, monika, melodyjka". na szczęście kolejne podejścia pozwalają wyłowić w poszczególnych utworach znacznie więcej przysmaków, jednak niedosyt pozostaje. największa wada tego albumu - absurdalnie - jest jednocześnie jego najmocniejszą stroną. myślę tu o wokalu Moniki i czymś co nazwałem sobie "spejs-rapem" w wykonaniu Zbyszka. w małych dawkach pozwalają one dostrzec jak daleko za GH jest reszta twórców tego gatunku w kreowaniu nowych pomysłów. jednak przebrnąć przez blisko 15 podobnie zmajstrowanych kompozycji udało mi się jak na razie tylko raz, sycę się ta płytą małymi kęsami.
a jadąc po kolei...
intro wspaniałe, od razu kojarzy mi się z hymnami jarre'a, a znającym tragiczną historię tego promu, po raz kolejny przyjdzie przymknąć powieki i pochylić głowę nad tragedią sprzed lat. potem dwa utwory, które zwykle pomijam. cóż, ich zawartość to esencja najgorzej kojarzącego mi się space'u, czyli kolejne standardowe melodyjki, jakich w głowie wiele. po kilkunastu odsłuchach albumu okazują się nic nie wnoszącą do całości gulą w uchu. za to tekst WCFS zawsze mnie bawi (danikena uważam za akwizytora i ściemniacza). ciekawie zaczyna się od czwartego tracka. AW zyskuje głównie dzięki przebojowym doborze sampli i dźwięków, zmienia się klimat spejs-rapu, tekst opowiada banalną, ale mocno wojowniczą historię z gwiezdnych wrót, a cały utwór zaczyna wraz z wygrywaną rzewną melodyjką pobrzmiewać dream-dancem, co akurat tutaj, w połączeniu z resztą jest sporym plusem. no a potem mamy moją wielką trójcę tej płyty. zaczyna sie od utworu, który najbardziej mnie w tym towarzystwie wnerwia, przez imho zawalony i stracony kompletnie pomysł. jego największa siła to najlepszy na płycie refren w wykonaniu Moniki oraz wszystko co przy jego trwaniu go otacza. przepiękny kawałek muzyki. tragedią jednak jest wszytko co przed i po nim. na mój gust możnaby go całkowicie oddać Monice i wyróżnić w ten sposób (dać słuchaczowi odsapnąć od spejsrapu), może połączyć z (nudnym w refrenie) LFTM.
KTD to utwór, dzięki któremu ponownie przesłuchałem tę płytę, a prawie zawsze zaczynam od niego powrót do niej. i to dzięki jednej małej pierdółce, która kazała mi za pierwszym razem na chwilę uważniej przysłuchać się temu, co dzieje się w słuchawkach - a mianowicie parosekundowej "solówce" w samej końcówce. i choć zakładam, że ta "improwizacja" wcześniej została dokładnie przemyślana, to dało mi to nadzieję, że dalej spotkam równie pyszne smaczki. płonne nadzieje, niestety, ale tym bardziej ta kompozycja zasługuje na wyróżnienie. ponadto WRESZCIE połączyły się oba - żeński i męski - wokale z bardzo ciekawym efektem, WRESZCIE Zbyszek (fantastycznie!) zaśpiewał, a opowiadana historia WRESZCIE mocno wyróżnia się na tle pozostałych tekstów (choć imho niepotrzebne na siłę doklejono końcówkę i kontekst, która z krainy fantasy przenosi się w kosmos). absolutny rodzynek. bardzo brakuje mi na tym krążku życia, pewnego odejścia od zaprogramowanych w komputerze pięciolinii. ale KTD daje nadzieję, że nie wszystko jeszcze jest stracone w tym temacie.
SHO natomiast to tutaj absolutny, największy hicior skazany na zesłanie na listy przebojów - dość gładko wbija się w obowiązujące popowe standardy i zapewne jest dobrym medialnym naprowadzaczem na samą płytę. dodatkowy plus również za fajny klip. TA to.... hmmm, idealny space. na tyle bogaty brzmieniowo i kompozycyjnie, by położyć na łopatki np. WCFS, a to co go dodatkowo wyróżnia to rewelacyjny tekst, bez przyswojenia którego sporo się traci w odbiorze. no i znowu mały oddech - brak STANDARDOWEGO wokalu Moniki. RFO zawsze mi jakoś ucieka - pomiędzy mocnymi, charakterystycznymi TA i EFS gubi się, ale też sam niczym specjalnym nie powala. mocny moment to mały "myk" dźwiękowy zastosowany w refrenie, który nadaje mu lekko "horrorowaty" klimacik. EFS jako niezależna kompozycja np. z singla podbiłby moje serce (i listy przebojów) od razu, bo jest sympatyczny i milusi. ale jako 10 utwór z płyty, powiela kolejne bolesne juz na tym etapie schematy - oczywiście polany orientalnym sosem Snake ucieka mocno charakterystycznymi "skośnymi" unikami i dzięki temu pamięta się tę piosenkę po zakończeniu płyty. przyznam sie bez bicia - LFTM najczęściej witam klawiszem "next" na playerze. mimo braku spejsrapu i oddaniu kompozycji Monice całość jest strasznie cienka i kompletnie okrojona z pomysłów. w duecie z OOA, które też zwykle omijam, tworzy odpowiednik tego co mamy na początku albumu, gdzie WCFS i COPE przy kolejnej wizycie raczej męczą niż sprawiają radość. na szczęście na koniec mamy SN z moim ulubionym pulsowaniem w "sekcji rytmicznej" - po poprzednikach smakuje szczególnie ostro i wyraziście. outro słabiutkie, ale krótkie, więc nie ma co narzekać megamix ZAWSZE omijam szerokim łukiem - nienawidzę takich patentów (choć raz go tam kiedys odsłuchałem - przy 35 sekundzie kombinacje z muzyką zabolały straszliwie, potem już tylko podawano dowody na niemiłosierną "powtarzalność" takiej muzyki).
ps. a, i jeszcze muszę wspomnieć o maleńkich smaczkach, które rozsiane są po płycie i których lista z każdym kolejnym słuchaniem się powiększa. z ostatnich odkryć np. SN ok. 4.10 lub OOA ~2.50 - fajne, nie ?
pps. gdy wchodzę na dawno nie odwiedzany muzyczny teren, to zwykle staram się wspierać odsłuchem innych płyt, by móc porównać nowy materiał i jednocześnie oswoić się z danym gatunkiem. powiem krótko - GH kompozycyjnie i aranżacyjnie podbił każdą z kilku "wzorcowych " płyt. dlatego tym bardziej niecierpliwie czekam na kolejny LP. na pewno będzie jeszcze lepiej !