Ciekawa plyta, za ktora stoja dwaj kompozytorzy wspolczesnego Space'u - Anders Lundqvist i Marco Rochowski. Po przesluchaniu pierwszego utworu pewni jestesmy, ze przez dlugi czas nie wyciagniemy plyty z odtwarzacza. Czy jednak na pewno ?
Pierwszy (moim zdaniem jeden z najlepszych na plycie) szybki utwor konczy sie, a poprzez nastepna (jakze odbiegajaca od Space'u) kompozycje wita nas Pan Anders calkowicie zmieniajac nastroj... W kawalku wyraznie slychac wplywy innych wykonawcow oraz nutke Dream Dance'u.
Utwor niepotrzebnie "wlecze sie" prawie 7 minut. Kiedy w koncu wylaczaja sie kolejne elementy perkusji by zakonczyc kawalek ostrym akcentem, osobiscie odnosze wrazenie iz kawalek trwal nie 6:42 ale 20 minut.
Dajmy jednak szanse trzeciemu utworowi, ktory jednak juz po kilku sekundach wiekszosci fanow Space'u wydac sie powinien dziwnie znajomy. Tak, to kopia Power Run. (aczkolwiek musze przyznac, iz calkiem niezle zrobiona) Sam fakt jednak pomyslu "odswiezania" starych motywow do niczego nie prowadzi, gdyz zostaje zatoczone kolo - a to prowadzi do znudzenia - bo ilez razy mozna sluchac tego samego?
Z rezygnacja czekam na czwarty utwor, zastanawiajac sie czy Anders lub Marco sa w stanie mnie jeszcze zaskoczyc. Juz slyszac pierwsze dzwieki bassu doznaje milego rozczarowania. Czwarty kawalek - Silent Warriors - cos nowego! Bardzo ciekawa melodia i doskonale uzupelniajacy ja vocal. Mimo, iz pomijajac Zero Gravity jest on najdluzszym utworem na calej plycie, nie zanudza.
Slucha sie go z przyjemnoscia.
Cyber Space - brzmi troche jak Italo. Znow odgrzewanie starej zupy (Czyjej? Juz pierwsze linijki tekstu "Cyber People in cyber space" - informuja nas o tym) Jak sam Anders kiedys wspomnial, utwor ma byc przypomnieniem tej kapeli, holdem dla niej. Po co jednak wspominac cos, co wszyscy doskonale znaja i pamietaja ? (...)
Kiedy optymistyczne wspomnienie Cyber People dobiega konca, wita nas niesamowity poczatek "Lightyears To Go" (szkoda ze caly kawalek nie jest utrzymany w takim klimacie) - po pauzie wchodzi mocny bass, ktory .... zmienia caly nastroj utworu. Marco z pewnoscia osiagnal tu zamierzony element zaskoczenia, co w gruncie rzeczy wyszlo kompozycji na plus.
Mily kawalek w srednim tempie - dla takich jak ten warto miec te plyte.
Kolejna pozycja - First Mission, wybudza nas swoja dynamicznoscia z blogiego stanu, w ktory wprowadzil nas poprzedni utwor. First Mission to bardzo udany, swiezy Space!
Moznaby go smialo porownac do Secret Universe - Sa to utwory nadajace plycie tzw powera.
W momencie jednak, gdy slyszymy poczatek "Keeper Of Secrets" - caly power ucieka w przestrzen kosmiczna z predkoscia swiatla. To moim zdaniem jeden z najbardziej nieudanych kawalkow na plycie. Z calej kompozycji wybija sie mocna stopa... ogolnie utwor zdaje sie byc zlepa dwoch innych calkowicie rozniacych sie od siebie kawalkow. Niektore zestawienia wogole do siebie nie pasuja... Utwory takie jak ten psuja obraz calego albumu.
Po nieudanym poprzedniku, Fields Of Fire podnosi na duchu. Dobrze zrobiony nienudzacy kawalek. Chwytliwe melodie oraz przeplatajacy sie z nimi vocal. Ostatni szybki utwor na plycie. Pozostaje w pamieci na dlugo ( i uwaga ! chodzi potem po glowie )) )
Zero Gravity - Dla mnie po prostu fenomen. Cudowne podsumowanie calej plyty. Najdluzszy a zarazem najpiekniejszy utwor. Bardzo ciekawe improwizacje oraz vocal. Moznaby go sluchac non stop. Dla mnie rewelacja.
Ostatni kawalek - Leaving The New World - pelni role doskonalego outra z tajemniczym glosem na koncu. Utwor jednak jest smutny, co nasuwa pytanie.
Jesli plyta miala opowiadac o pierwszej misji przez Secret Universe na New World... czy zakonczyla sie niepowodzeniem ?